piątek, 3 stycznia 2014

Burza w szklance wody, czyli kupuję samochód

Z seksizmem w swoim życiu spotkałam się już praktycznie wszędzie, ale kiedy wchodzę do salonu samochodowego, przekracza on wszelkie granice przyzwoitości. Pech w tym, że ostatnio zaglądam tam bardzo często – tak, postanowione, kupuję samochód.  Opiszę tutaj dwa z moich ostatnich doświadczeń, przez jakie przejść musi blondynka, żeby dogadać się z facetem w temacie samochodów.

Kto jest najlepszym doradcą? Oczywiście, tata! Nauczył mnie ruszać z ręcznego, to i auto pomoże wybrać. Jak pomyślałam, tak też zrobilam. Pojechalam do rodziców i zaczęłam rozmowę. Co usłyszałam? „Dziecko, na co ci to? Przecież ty nie umiesz, nie potrafisz; to trzeba przemyśleć, zastnowić się, poczytać. Kupisz jeszcze jakieś dziadostwo...”. Zniosłam to z podziwu godnym spokojem i próbowałam kontynuować rozmowę w sposób bardziej merytoryczny. Tata po kilku minutach walki z samym sobą nieśmiało zaczął odpowiadać na moje pytania. Temat zszedł w końcu na to, co mnie interesuje najbardziej, czyli najlepsze nowe samochody osobowe, takie, ktore nie są totalnymi smokami, ale których nie należy się wstydzić. W sumie cieszę się, że tu mamy podobne zdanie, bo i on i ja jesteśmy zwolennikami japońskich technologii. Podoba mi się ich pazur, moc i design, ale też w miarę ekologiczne rozwiązania (jak na przykład SKYACTIV).  Dopiero po takich mniej więcej słowach, które padły z moich ust, zyskałam jako taką wiarygodność. Trzeba się namęczyć, serio.

Prawdziwy popis dał jednak pan z salonu samochodowego (marki wymkieniać nie będę, żeby nikogo nie kompromitować). Ok, może faktycznie weszłam do salonu w różowej sukience, ale to jeszcze nie powód, by traktować mnie jak debila. Sprzedawca podszedł do mnie i z parszywym uśmiechem na ustach zapytał: jaki kolor aut lubi pani najbardziej? Uwierzcie, gdyby mój wzrok zabijał, koleś byłby martwy. Spróbowałam się tym jakoś specjalnie nie przejąć i przywrócić akceptwalny tor rozmowy, podczas to ktorej ja zadaję wartościowe merytorycznie pytania, a on na nie odpowiada bez cienia perfidnej ironii w głosie. Nie udało mi się. Wyszłam.


I tutaj pojawia się moje pytanie, co trzeba zrobić, żeby być poważnie traktowaną? Bo jeśli jedyna droga ku temu prowadzi przez bycie mężczyzną, to przykro mi bardzo, ale jestem bez szans. Włosów też nie przefarbuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz